Dominika Tarczoń "Pieśń o Warszawie" UWAGA SPOJLERY!!!


     Przyznaję szczerze i bez bicia, że postapo kojarzę głównie z filmów (World War Z czy świetna Droga) i gier komputerowych (Resident Evil i wspaniałe The Last of Us). Po książki tego typu nie sięgałam nigdy zarówno z braku okazji jak i czasu. W związku z tym wiedziałam mniej więcej czego mogę się spodziewać po tym gatunku i miałam spore oczekiwania co do tej pozycji.
     Na początek muszę stwierdzić, że miałam problemy z zaklasyfikowaniem tej książki do czystego postapo. Przyzwyczajona do kolejnych odsłon Resident Evil spodziewałam się ogromu akcji, biegania z bronią i strzelania do niemilców, z drugiej strony trochę pachniało mi to nowym, bardzo obecnie popularnym gatunkiem Young Adult, ale gdybym tak określiła tę książkę to jednak byłoby to dla niej krzywdzące. Dlatego rozstrzygnięcie do czego ją zakwalifikować pozostawiam czytelnikom (jeśli ktoś ma taką potrzebę oczywiście ;)).
     Prolog wgniata w fotel- jest jak w rasowym horrorze, co bardzo przypadło mi do gustu. W pierwszym rozdziale poznajemy głównego bohatera- młodego wyrzutka Oskara. Szybko okazuje się, że został pariasem bo zabił człowieka, co właściwie miało zakończyć się wyrokiem na nim, ale został wybroniony przez Mera- burmistrza podziemnego miasta. Kiedy skończyłam ten rozdział ciężko mi było skupić się na pracy i cały czas świerzbiły mnie łapki żeby zobaczyć co będzie dalej, bardzo chciałam zagłębić się w tak świetnie rozpoczętą historię. Jakież było moje zaskoczenie kiedy klimat trochę siadł po tym obiecującym początku. Kolejne rozdziały były, jak na mój gust, zbyt opisowe i trochę się dłużyły. Rozumiem zabieg autorki- chciała zapoznać czytelnika z innym światem niż tunele i pokazać, że jest nadzieja na normalne życie. Być może na moim odbiorze zaważyło to, że jednak filmy czy gry przyzwyczajają nas do tabunów monstrów i akcji toczącej się w tempie rollercostera. W pewnym momencie zaczęłam się bać, że potencjał z początku książki został zaprzepaszczony i rozmieniony na drobne bo to było zbyt spokojne i sielskie. Na całe szczęście akcja w końcu znów wystrzeliła do przodu jak rączy konik i pognała przed siebie unosząc mnie ze sobą. Kilkanaście ostatnich stron przeczytałam prawie na jednym wdechu, modląc się w duchu żeby autorka nie postanowiła zrobić mi psikusa i zabić głównego bohatera bo zdążyłam polubić tego chłopaka. Muszę przyznać, że po skończeniu zrobiłam „wow… ja chcę więcej” i z chęcią sięgnę po kolejne książki autorki.
     Mimo chwilowego zjazdu tempa powieść czyta się bardzo szybko i dobrze, opisy choć czasem zbyt szczegółowe i ciut męczące, pozwalają wsiąknąć w ten świat. Oczami wyobraźni widziałam brudne tunele metra czy bungalowy na Pradze. Zaskoczył mnie kompletny brak potworów i na początku mocno psioczyłam z tego powodu, po czym w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że jakby nie było w Czarnobylu nie łażą zmutowane zwierzęta więc właściwie nie mam się o co czepiać :D także na koniec realizm świata mogę poczytać za plus- autorka nie poszła utartym schematem, że jak katastrofa i postapo to na pewno wszystko przeobraziło się w monstra. Tutaj największe potwory to ludzie. Jedna rzecz była dla mnie nieścisła i cały czas drażniła mnie brakiem odpowiedzi. Dlaczego nie wolno pić ani kąpać się w rzece? Finka, nowa przyjaciółka Oskara, kategorycznie zabrania chłopakowi tego robić, ale z drugiej strony w rzece żyją wydry, a jak w trakcie przeprawy wszyscy lądują w Wiśle to nic nikomu się nie dzieje. Brakowało mi wytłumaczenia tej części i było to trochę jak drzazga pod paznokciem- drażniący element, nie pasujący do reszty. Czy chodziło o brak substancji dostarczanej przez Regulatorów (nie chcę spojlerować co to jest ;)) czy o coś zupełnie innego?
     Dość szybko wykoncypowałam sobie, że to co się mówi o Oskarze nie jest do końca prawdą, byłam tylko ciekawa jak autorka pociągnie i ujawni sprawę Sawy- zabitej przyjaciółki Oskara. Sposób zakończenia tego wątku bardzo mnie zaskoczył i muszę przyznać, że czegoś takiego się nie spodziewałam, także autorka ma u mnie wielkiego plusa za pomysł. Cieszę się również z tego, że nie zrobiła z książki drugiej Niezgodnej- ludzie zamknięci w enklawie i przeświadczeni, że nastąpił koniec świata, a tak naprawdę nic podobnego nie miało miejsca.
     Reasumując mimo niedociągnięć i pewnych problemów w środkowej części książki jestem ciekawa dalszych losów Oskara i z chęcią sięgnę po kolejne tomy bo widać, że autorka ma pomysły, które może rozwinąć w interesującą opowieść.

Richard C. Morais "Podróż na sto stóp"

Zawiodłam się na tej książce. Chyba spodziewałam się czegoś innego. Zarówno po okładce jak i trailerach filmu na jej podstawie wyrobiłam so...