Marta Fox "Zuzanna nie istnieje"

     Kupiłam tę książkę głównie z sentymentu do autorki. Pamiętam ją z czasów nastoletnich kiedy zaczytywałam się w jej młodzieżówkach. Co ciekawe nie był to "Agaton- Gagaton", ponoć jej najpopularniejsza powieść, tylko seria "Pierwsza miłość". Zamawiając "Zuzanna nie istnieje" spodziewałam się kolejnego dzieła dla nastolatek, które dla mnie, kobiety już dorosłej, może trącić myszką, co oczywiście trochę mnie martwiło- nie chciałam zepsuć sobie tak przyjemnych wspomnień. Kiedy dostałam książkę w swoje ręce i okazało się, że to powieść dla dorosłych bardzo się ucieszyłam, choć wciąż byłam lekko niepewna czy autorka poradzi sobie z inną tematyką i stylem pisania.
     Ktoś mógłby powiedzieć, że to zwykłe czytadło, romansidło, ewentualnie obyczajówka, ale to nie jest cała prawda. To książka o bólu, strachu przed samotnością, tęsknocie, radzeniu sobie ze stratą i przeszłością. Wbrew pozorom niewiele jest w tej książce romansu jako takiego, nie ma erotyki rodem z "50 twarzy Grey'a" więc jeśli tego szukacie to się zawiedziecie. Jest za to subtelne, delikatne wręcz poetyckie budowanie relacji między dwojgiem ludzi. Właściwie od początku do końca czuć tęsknotę bohaterów za miłością i czułością, oboje są spragnieni i wysuszeni jak pustynia i marzą o szczęściu w ramionach drugiej osoby. Trzeba umieć zbudować taką atmosferę i moim zdaniem autorce pięknie się to udało. Czytałam z dużą przyjemnością i odkrywałam przyczyny dla których tych dwoje postanowiło spędzić ze sobą noc. Sporo znalazłam również cytatów, które niekoniecznie są odkrywcze, pewnie można by było powiedzieć, że większość z nas zna kontekst czytanych słów, ale w tej opowieści ładnie się komponowały. Być może sama historia jest dość prosta- Paweł stracił narzeczoną i rodziców w tragicznym wypadku, Zuzanna zostaje młodą wdową, która nie za bardzo radzi sobie ze stratą męża. Spotykają się we Wrocławiu na jedną upojną noc, która zmienia ich życie i wywraca je do góry nogami. Pytanie jakie powstaje to czy ich spotkanie było zrządzeniem losu czy przypadkiem? Czy tak miało być, czy w ogóle istnieje przeznaczenie? Na to najlepiej żeby każdy sobie odpowiedział sam ;)
     Przeczytałam tę książkę w dwa dni, fakt że miałam sporo wolnego czasu- jazda pociągiem sprzyja czytaniu ;) ale prawda jest też taka, że powieść czyta się błyskawicznie i bardzo przyjemnie. Ja się nad nią chwilę zatrzymałam, nie odłożyłam jej od razu po skończeniu na półkę z myślą, że to "tylko" czytadło. W dodatku jestem wdzięczna autorce za ciekawy pomysł, który poddała mi mandalą Zuzanny i który wykorzystam w swoim życiu ;)
Podsumowując 7/10

Markus Zusak "Złodziejka książek"

     Sięgając po to dzieło miałam niewielkie wyobrażenie o jego treści. Nie czytałam opisu z tyłu książki, na portalach społecznościowych opinie były skrajnie różne- od zachwytów po jęki zawodu. Okładka filmowa oraz tak różne zdania czytelników zaintrygowały mnie i zachęciły do wyrobienia sobie własnego zdania.
    Kiedy zorientowałam się, że to książka o II wojnie światowej nie byłam zachwycona. Nigdy nie przepadałam za tą tematyką, być może ze względu na zbyt częste epatowaniem tymi zagadnieniami. Poza tym moja babcia była w AK więc miałam informacje "z pierwszej ręki" jak wyglądała wojna. Jednak jeśli już zaczynam czytać jakąś książkę to w 99% przypadków ją kończę i tak postanowiłam zrobić i tym razem.
  Uderzyło mnie to, że autor postanowił uczynić Śmierć narratorem opowieści, najpierw uznałam to za dziwne i nienaturalne, ale później zdałam sobie sprawę, że któż inny może opowiedzieć najdokładniej o rzezi ludzi, okrucieństwach, głodzie i biedzie wojny jak nie Śmierć, która zbierała największe żniwo w tamtych czasach? Dodatkowym atutem tej postaci jest jej wrażliwość i empatia. Śmierć ma swoje przemyślenia, żale, wyobrażenia o tym kim jesteśmy i dlaczego tacy jesteśmy, a z drugiej strony potrafi się dziwić naszym zachowaniom. To bardzo ludzka postać, a nie bezwolna machina do "zbierania" ludzkich dusz. Pod wieloma względami przypominał mi Morta Pratchetta. 
     Właściwie głównych bohaterów jest dwoje- narrator i niemiecka dziewczynka, Liesel Meminger- tytułowa złodziejka książek. Trzeba przyznać autorowi, że wykazał się dużą odwagą pisząc książkę z perspektywy niemieckiej rodziny. Nie ważne czy ratują oni Żydów czy nie, istotne jest, że jako naród odpowiadają za wywołanie wojny. Mimo wszystko dopingowałam rodzinie Liesel żeby przetrwała wojnę i miałam spory dysonans- czy oni byli winni wojnie, czy zasłużyli sobie na los, który ich spotkał? Czy oni jako jednostki mogli zrobić cokolwiek żeby przeciwstawić się władzy? Biorąc pod uwagę to co działo się z Niemcami, którzy pomagali Żydom co oni mogli zdziałać? Czy należy potępiać wszystkich? Przecież na pewno wśród Niemców byli i tacy, którzy nie godzili się z polityką państwa. 
    Zdecydowanie ta książka zapada w pamięć, zarówno poprzez ukazanie wojny oczami niemieckiego dziecka i Śmierci, jak i dzięki plastycznym, bardzo realistycznym opisom, które sprawiały, że czułam się jakbym oglądała obrazy przesuwające się z wolna przed moimi oczami. Wielokrotnie zastanawiałam się czy autor nie jest malarzem i szczerze powiedziawszy nie wyobrażam sobie żeby film mógł oddać choć część tej plastyczności i abstrakcyjności opisów.
      Muszę przyznać, że ta książka mnie zafascynowała, ale na pewno nie była to lekka lektura, chociaż ogólnie wojna jest w niej ukazana jak tło wydarzeń z życia Liesel to jednak potrafiła wkroczyć w to jej życie z brudnymi od błota i krwi butami i sprzedać porządnego kopniaka. Właśnie te nagłe zmiany, wkroczenie zła wśród w miarę delikatnych i łagodnych opisów codzienności sprawiało, że krzywiłam się wielokrotnie. Dziecięce, a potem młodzieńcze ekscesy, wszystko to jest naznaczone okrucieństwem wojny i moim zdaniem opisane w sposób mistrzowski.
     Podejrzewam, że dla sporej grupy czytelników problemem mogą być spojlery i dygresje do przyszłych wydarzeń, które robi Śmierć. Jak ktoś nie lubi takiego "psucia" czytanej książki to nie spodoba mu się, że właściwie w środku książki dowiadujemy się jak ona się skończy. Jednak zapewniam, że mimo tej wiedzy i niejakiego przygotowywania, oswojenia się z sytuacją przeżyłam szok i popłakałam się jak dziecko.
     Chciałabym teraz obejrzeć ekranizację, póki książkę mam w miarę na żywo w pamięci i na pewno jej recenzja również pokaże się na blogu. A na razie podsumowanie książki: mocne 8/10

Richard C. Morais "Podróż na sto stóp"

Zawiodłam się na tej książce. Chyba spodziewałam się czegoś innego. Zarówno po okładce jak i trailerach filmu na jej podstawie wyrobiłam so...