Joe Abercrombie "Pół króla"

     Yarvi jest księciem Gettlandu, ale uczy się by zostać Ministrem- doradcą swojego króla. Niestety wyjazd na egzamin zostaje przerwany tragiczną wiadomością o śmierci króla i jego następcy- starszego brata Yarviego. Teraz młody książę musi porzucić własne marzenia i zostać władcą dla swoich poddanych. 
     To bardzo klasyczna opowieść z pogranicza gatunku fantasy i przygodowej. Wprawdzie nie mamy tutaj smoków czy elfów ale za to typową opowieść o dorastaniu i zmianie głównego bohatera. Z chłopca jakim jest na początku książki wyłania się pomału młody, przebiegły mężczyzna, który poświęci wszystko by odnieść sukces. To także powieść drogi, ponieważ wraz z przyjaciółmi Yarvi musi odbyć podróż- zarówno w głąb siebie jak i dosłownie przez pół świata- żeby dotrzeć do domu i pomścić śmierć bliskich. 
     Czytając początkowe rozdziały miałam uczucie deja vu i zaczęło mi brzydko pachnieć plagiatem, ponieważ książka "Asasyni i sojusznicy" Justin Somper, którą czytałam nie tak dawno temu zaczyna się łudząco podobnie. Obie książki zostały wydane w bardzo zbliżonym czasie więc podejrzewam, że to zbieg okoliczności, ale jeśli miałabym rozstrzygnąć spór, która książka jest lepsza to Abercrombie ma u mnie palmę pierwszeństwa. Jego powieść czyta się szybko, akcja jest wartka, bohaterowie nie są czarno- biali choć ich rysy psychologiczne nie są mocno podkreślane, każdy z nich ma swoje motywy do działania i przez to całość czyta się bardzo przyjemnie. Z dużą przyjemnością sięgnę po kolejne tomy żeby dowiedzieć się czy Yarvi zachowa coś w sobie z młodego, sympatycznego chłopaka czy stanie się przebiegłym, pozbawionym serca mężczyzną wybierającym zawsze mniejsze zło i służenie swojemu królowi nawet jeśli to będzie oznaczało ból i śmierć dla innych osób.
Podsumowanie: książkę szczególnie mogę polecić nastolatkom, chociaż mnie się ją też bardzo dobrze czytało więc i starszy wyjadacz gatunku znajdzie tu coś dla siebie. Na pewno nie jest to poziom Sandersona ale spokojnie daje radę :) 7/10

Marcin Wójcik "Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu"

  
     Jak tylko przeczytałam w opisie na okładce, że autor skończył PAT w Krakowie to już wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę. Dlaczego? Byłam ciekawa na ile reporter z zacięciem teologicznym, piszący artykuły do gazet katolickich i najwyraźniej mocno związany z Kościołem poradzi sobie z trudnym tematem jakim jest celibat. Ktoś o takich korzeniach może być bardzo stronniczy. Czy tak jest?
     Muszę przyznać, że autor poradził sobie nie najgorzej. W książce opisane są historie do których dotarł osobiście. Podejrzewam, że musiał się natrudzić żeby ludzie zechcieli z nim rozmawiać, część imion na pewno jest zmieniona, o czym zresztą sam wspomina. Niby wszyscy się tego spodziewamy, niby wszyscy wiemy jak to wygląda, ale mimo wszystko czytając książkę dowiadywałam się także szczegółów do których zwykły, szary człowiek na co dzień nie dotrze. Przede wszystkim wstrząsnął mną rozdział o tym jak się traktuje młodych ludzi w seminarium. Doszłam do wniosku, że jest to obóz wojskowy pod silnym nadzorem połączony z sektą. Im się pierze mózgi. A przy okazji ksiądz spowiednik znajduje haki na swoich podopiecznych, którzy się u niego spowiadają dzięki czemu ma nad nimi kontrolę, również później, kiedy już skończą seminarium. Młodych ludzi, którzy zadają pytania eliminuje się z grupy- uznaje się ich za zbyt dociekliwych. Nie ma miejsca na samodzielne myślenie, nie ma miejsca na inicjatywę, jest za to pełna kontrola nad każdym aspektem życia i wszystko co wykracza choć odrobinę ponad regulamin jest grzechem.
     Nie wiedziałam, że tak na prawdę celibat wprowadzono dopiero w XX wieku, a wcześniej bardziej używano sformułowania "wstrzemięźliwość", która zakładała brak żony, ale w sumie nie brak kochanki. Jest również przykład z Austrii gdzie księża złożyli wspólnie prośbę o zniesienie celibatu- o tym się u nas nie mówi, ale najwyraźniej w samych szeregach księży wrze. I chyba duchowni nie mogą się zdecydować czego tak na prawdę chcą. Pojawiają się w książce pojedyncze głosy broniące celibatu, jednak świadectwa tych którzy zrezygnowali z sutanny lub są w związkach mimo niej, w dużej mierze wskazują na to, że należałoby przemyśleć zasadność tego zakazu.
     W książce są opisane liczne przypadki zarówno par homoseksualnych jak i hetero. Dla mnie niepotrzebny był wtręt o pedofilii, nie dlatego, że tego problemu nie uznaję, ale bardziej ze względu na to, że ta książka przez swoją konstrukcję w moim odczuciu miała dotyczyć miłości dorosłych i nieprzymuszanych do niczego ludzi. Pedofilia to temat rzeka, którego jeden mały rozdział nie wyczerpie, a wygląda na wrzucony trochę na siłę i na fali "mody" (wiem, to obrzydliwe słowo w tym kontekście) na ten temat.
     Marcin Wójcik porusza nie tylko kwestie samego celibatu, ale także tego co by oznaczało jego zniesienie- co by się stało z kobietą i dziećmi po przedwczesnej śmierci męża- księdza? Co z plebaniami na których jest więcej niż jeden ksiądz? Jak miałyby być dziedziczone majątki? To są istotne pytania na, które autor próbuje odpowiedzieć wrzucając rozdział o prawosławnych kobietach- żonach księży. Co ciekawe jest tylko jeden przykład z pierwszej ręki- bardzo negatywny. Nie wiem czy to próba zdyskredytowania całego pomysłu, czy Wójcik dotarł tylko do tego jednego przypadku czy też po prostu nie ma zbyt wielu takich przypadków. Tego nie umiem rozstrzygnąć, natomiast szkoda, że jest ukazana tylko właśnie ta negatywna strona bo zalatuje przez to lekką stronniczością. 
Podsumowanie: 6+/10 

Richard C. Morais "Podróż na sto stóp"

Zawiodłam się na tej książce. Chyba spodziewałam się czegoś innego. Zarówno po okładce jak i trailerach filmu na jej podstawie wyrobiłam so...