Frank Herbert "Diuna"

Diuna. Arrakis. Planeta podporządkowana reżimowi wody... i czerwiom, które przemierzają jej piaski. Niegościnna i zabójcza dla ludzi, a jednak pożądana przez wszystkich, bo ten kto ma władzę nad znajdującymi się na Diunie pokładami przyprawy ten ma władzę nad wszechświatem. Na taką planetę trafia młody Paul Atryda wraz z rodzicami oddelegowanymi do zarządzania całym tym "dobrodziejstwem". Tak naprawdę jest to przekleństwo dla całej rodziny, jednak nie tak łatwo pokonać ród Atrydów. Napisać o Diunie, że to monumentalne dzieło to tak jakby nie napisać nic. Herbert stworzył świat, który zachwyca głębią charakterów postaci, przemyślanym systemem religijnym oraz intrygami, które wstrząsną posadami tego świata. Wielokrotnie wyobrażałam sobie autora pochylonego nad swoim biurkiem z porozkładanymi kartkami na których zapisywał zależności i sploty między poszczególnymi osobami, tak by wyglądało to realistycznie. Widać, że Herbert poświęcił sporo czasu na to żeby stworzyć nie tylko postacie, ale także otaczający ich świat z pieczołowitością. Nie uniknął błędów, jak choćby pochodzenie Lady Jessiki, ale całość zachwyca dokładnością. Herbert zdecydowanie nie jest zwykłym pisarzem; jego dzieło jest tak poetyckie i zawiłe, że jednych zachwyci, a innych zapewne odrzuci. Coś co spokojnie można by było opisać w jednym zdaniu on tłumaczy przez kilka czy kilkanaście, a jednak robi to pięknie, wprost melodyjnie. Można napisać, że jego powieść to poezja pisana prozą. Zaskakująco trafne i wielowątkowe są także wplecione w fabułę przemyślenia Herberta na temat religii czy natury człowieka. Jest to bardzo analityczna i zimna ocena tego jacy jesteśmy jako gatunek, który mimo wieków rozwoju według Herberta nic się nie zmieni. Jednak w tym słoju miodu musi znaleźć się łyżka dziegciu. Momentami drażniła mnie postać Paula Atrydy. Z jednej strony rozumiem, że został wyszkolony zarówno przez swoją matkę jak i najlepszych ludzi ojca, na kogoś w rodzaju maszyny w ludzkim ciele, w dodatku był mentatem więc widział więcej niż inni, jednak nie ma w nim nic dziecięcego. Gdy akcja książki się zaczyna ma 15 lat, co wielokrotnie Herbert podkreślał, tymczasem zachowuje się jak dorosły człowiek, nie dziwi mnie przeto, że w filmie grał go ciut starszy aktor. Mimo wszystko nie wyobrażam sobie tak opanowanego piętnastolatka, zupełnie jakby był wyprany z emocji. Gdy jest już starszy, ale z naszej perspektywy wciąż dość młody, ginie jego syn, Paul z zimnym spokojem stwierdza, że będą przecież inne dzieci. To co ukształtowała matka i ojciec w połączeniu ze stylem życia Fremenów zrobiło z Paula wyzutą z uczuć maszynę. Jest to tak niejednoznaczna postać, że ciężko mi ocenić jego postępowanie. Wmawiana Paulowi przez matkę wyjątkowość trochę przywołuje mi na myśl Makbeta, któremu wiedźmy przepowiedziały samospełniające się proroctwo, że zostanie królem. Tutaj matka wtłoczyła w syna poczucie wyższości, w które bezgranicznie uwierzył. Efekt spotęgował melanż i umiejętność dostrzegania wielu ścieżek przyszłości. Czy w związku z tym mówimy o prawdziwym przeznaczeniu czy wybujałych ambicjach rodziców? Matka Paula przyznaje się w końcu przed synem, że poniekąd zniszczyła mu życie, jednak na koniec stoi przy nim murem i doradza Chani. Trochę dziwiło mnie także to jak bardzo według Herberta będą niezmienne zasady rządzące światem przyszłości. Wciąż mają być nadawane tytuły barona, księcia czy hrabiego, wygląda to trochę tak jakby świat stał w miejscu mimo rozwoju technologicznego, choć może to takie uwielbienie do tradycji i bufonada ;) Znalazłam także jeden bardzo poważny błąd logiczny na temat pochodzenia lady Jessiki, ale nie chcę spojlerować więc nie wyjaśnię w czym rzecz, każdy kto przeczytał powieść powinien to wyłapać. Żaden audio- czy ebook nie zastąpi mi wspaniałego uczucia posiadania papierowej książki na półce. Zapach i ciężar czytanego dzieła sprawia taką samą radość jak rozpakowywanie prezentów, a mimo to cieszę się, że wybrałam na swój pierwszy kontakt z Diuną audiobooka. Dzięki temu mogłam słuchać książki w pracy i udało mi się ją skończyć stosunkowo szybko, gdybym miała ją czytać w formie papierowej pewnie zajęłoby mi to rok albo i dłużej i zapomniałabym w między czasie co się działo na początku książki. Mam jednak nadzieję, że jeszcze wrócę na Arrakis i ponownie poczuję gorący oddech piasków Diuny gdy za kilka lat będę czytać powieść jeszcze raz już w tradycyjnej formie. Polecam każdemu kto nie jest przekonany do tego tomiszcza najpierw kontakt z audiobookiem szczególnie jeśli będzie dobry lektor. Mniej więcej w połowie książki zaczęłam odczuwać swego rodzaju znużenie i niechęć do dalszego słuchania, musiałam zrobić sobie dłuższą przerwę i zmusić się do skończenia ale bardzo się cieszę, że mi się udało bo efekt "wow" wrócił gdy Paul wraz z matką docierają do Fremenów i zostaje wreszcie dokładnie opisana ta społeczność, jej zwyczaje czy religia. Podczas słuchania, zaskoczyła mnie różnica miedzy współczesnymi pisarzami, a tak zwanymi klasykami gatunku. Dawniej dosłowność nie była tak powszechna jak w tej chwili, autor pozostawiał sporo miejsca na włączenie wyobraźni czytelnika. Sceny erotyczne lub okrucieństwa były zarysowane, ale niekoniecznie opisywane z anatomiczną dokładnością, tymczasem obecnie pisarze podają czytelnikowi wszystko na tacy. Osobiście chyba wolałam styl starszych pisarzy, może dlatego, że na takim sposobie się wychowałam. Podsumowując 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Richard C. Morais "Podróż na sto stóp"

Zawiodłam się na tej książce. Chyba spodziewałam się czegoś innego. Zarówno po okładce jak i trailerach filmu na jej podstawie wyrobiłam so...