Blog o szeroko pojętej kulturze. Znajdą tu miejsce dla siebie dobre książki, filmy czy muzyka, ale także nie zapomnę o wydarzeniach na które warto się wybrać i o których dobrze jest pamiętać.
Sally Rooney "Normalni ludzie"
Marianne i Connell znają się ze szkoły, chodzą do tej samej klasy, ale nie rozmawiają ze sobą. On popularny chłopak, grający w szkolnej drużynie; ona outsiderka, czarna owca w grupie, której nikt nie lubi. Gdyby nie to, że mama Connella pracuje w domu Marianne pewnie w ogóle nie nawiązałaby się między nimi nić porozumienia. Relacja tej dwójki bardzo szybko zresztą przechodzi od niewinnej rozmowy do konsumpcji związku. Poznają się coraz lepiej, zaczynają spotykać by potem się rozstać i znów za jakiś czas zejść. I tak przez kilka kolejnych lat. Connell boi się utraty swojego statusu celebryty w grupie więc prosi Marianne by ta nie rozpowiadała w szkole, że są ze sobą. Kiedy jest już za późno okazuje się, że nie miało to żadnego znaczenia, zarówno dla niego jak i dla ludzi z jego otoczenia. Wszelkie lęki siedziały tylko i wyłącznie w jego głowie.
Czy taka relacja jest możliwa? Patrząc jak bardzo młodzi ludzie zwracają uwagę na to co pomyśli o nich środowisko podejrzewam, że tak. Ta książka to gotowy scenariusz na typowy film młodzieżowy jakich jest już na pęczki w telewizji. Zresztą powstał na jej podstawie serial i to była główna przyczyna dla której sięgnęłam po tę powieść.
Kim więc są ci tytułowi "normalni ludzie"? To ma być nasze społeczeństwo, ludzie na których opinii nam zależy i do których chcemy za wszelką cenę pasować by nie wytykano nas palcami. Autorka pokazuje, że każdy z nas pragnie być "normalnym" i nie odstawać za bardzo od grupy bo to łączy się z samotnością. Koniec końców może się okazać, że opinia tych zwykłych, innych osób nie liczy się dla nas wcale albo dla nich nasze decyzje nie mają żadnego znaczenia. Nie można odmówić autorce zmysłu obserwacji i umiejętności odczytywania relacji międzyludzkich. Ta książka opowiada o trudnej relacji dwójki młodych, dorastających osób, które same sobie komplikują życie i związek. Jest w niej też strach przed ostracyzmem społecznym, samotnością czy wyrażaniem swoich uczuć. Connell i Marianne boją się obnażyć przed swoją grupą znajomych by nie zostali uznani za dziwaków. Niestety to też sprawia, że nie rozmawiają ze sobą w prosty i klarowny sposób, a to niszczy ich związek. Książka w jakimś stopniu zadaje pytanie o sens dostosowywania się do opinii innych ludzi. I to są niewątpliwe plusy tej powieści. Niestety są też minusy. Miałam wrażenie, że Connell i Marianne nie mogą się zdecydować czy są tylko przyjaciółmi czy już parą. Ich konflikt nie jest dla mnie zbyt zrozumiały, ponieważ wielokrotnie mówią do siebie, że się kochają, a jednocześnie na zewnątrz udają, że to tylko przyjaźń z benefitami. Wielokrotnie w trakcie czytania nasuwał mi się na myśl tekst piosenki Marka Grechuty "Czy to jest przyjaźń czy to jest kochanie". Oboje zachowują się tak jakby przyznanie, że są parą i mają siebie na wyłączność mogło spowodować katastrofę na miarę uderzenia asteroidy w Ziemię.
Przyznam szczerze, że pod koniec książka zaczęła mnie nieziemsko wkurzać i wolałabym żeby była krótsza. Problemy tej pary zaczęły mnie irytować bo zamieniały się w brazylijską telenowelę typu "kocham cię, ale nie mogę być z tobą". To druga książka z rzędu opowiadająca o strachu przed ostracyzmem społecznym i samotności, wcześniej przeczytałam "Gdzie śpiewają raki", ale napisana zupełnie innym językiem. Gdybym miała wybierać to jednak "Gdzie śpiewają raki" bardziej mi się podobało. Tamta książka wywoływała emocje i dało się w jakimś stopniu wczuć w postać głównej bohaterki, tutaj nie odczuwałam prawie nic. Ot taka sobie książeczka do przeczytania. Nie wywoływała u mnie chęci zatrzymania się i refleksji.
Zakończenie mnie rozczarowało. Connell w trakcie książki ewoluuje, zmienia się. Idzie do specjalisty ze swoimi problemami i stara się coś ze sobą zrobić, tymczasem Marianne kompletnie się nie zmieniła. Cały czas zachowuje się trochę jak zbity pies, na moje oko to ona powinna była trafić do psychologa bo Connell mimo wszystko był bardziej zrównoważony psychicznie, a w niej tkwiły demony związane z toksyczną rodziną. Tymczasem dziewczyna kompletnie nic ze sobą nie robi i w sumie zakończenie nie ma domknięcia całej opowieści. Nie wiem czy autorka zrobiła to specjalnie by mieć możliwość napisania drugiego tomu, ale jeśli tak to jestem zawiedziona bo nie sądzę bym chciała go przeczytać.
Podsumowując 5+/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Richard C. Morais "Podróż na sto stóp"
Zawiodłam się na tej książce. Chyba spodziewałam się czegoś innego. Zarówno po okładce jak i trailerach filmu na jej podstawie wyrobiłam so...

-
Zawiodłam się na tej książce. Chyba spodziewałam się czegoś innego. Zarówno po okładce jak i trailerach filmu na jej podstawie wyrobiłam so...
-
Nie znam instagramowego konta autorki, jednak miałam okazję usłyszeć ją raz czy dwa na YouTubowym kanale Bez Schematu, na którym gościnnie ...
-
Dobre zakończenie serii. To chyba najlepszy opis dla tej książki. Wszystko zostaje domknięte, muszę przyznać, że nie spodziewałam się osta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz