Dmitry Glukhovsky "Tekst"

Mam problem z literaturą rosyjską. Nie do końca do mnie trafia jej poetycki zaśpiew, zaduma filozofów i budowanie świata poprzez rozdrapywanie tkanki rzeczywistości do kości. Spodziewałam się, że dostanę książkę z wartką akcją, być może o wyszukanej zemście i niszczeniu czyjegoś życia za pomocą nowych zdobyczy technologicznych. Tymczasem dostałam wewnętrzne rozterki bohatera rozdmuchane do niebotycznych rozmiarów. Ogólnie lubię jeśli bohaterowie są dobrze zniuansowani, a ich portrety psychologiczne dają mi obraz konkretnego człowieka, ale tutaj tego było za dużo. Czułam się trochę jakbym miała przed sobą współczesnego Makbeta, który zastanawia się nad konsekwencjami swoich decyzji i miota się od nadziei do rozpaczy. Niestety nie polubiłam bohatera. Nie tylko nie potrafiłam go polubić, ale także wykrzesać z siebie dla niego jakiejkolwiek empatii czy współczucia. Dla mnie Ilja był nieautentyczny. Chłopak, który trafia do więzienia za niewinność i siedem lat uczy się tam żyć, po czym wychodzi i jedną z pierwszych rzeczy, którą robi jest popełnienie przestępstwa. Ok, mogę zrozumieć- działał pod wpływem wzburzenia i silnych emocji. Ale jego późniejsze motywacje do mnie nie trafiają. Po siedmiu latach w ciężkim więzieniu powinien wykazywać się większym sprytem i umiejętnością radzenia sobie wśród przestępców, tymczasem jego zona nie zniszczyła, on jako ten jedyny jest czysty i niewinny jak łza. Oprócz fizycznych zmian związanych z niedożywieniem i traumą więzienia mamy uwierzyć, że chłopak wciąż jest tym samym człowiekiem, który trafił za kratki. Być może gdybym miała możliwość poznać wcześniejszego Ilję trochę bardziej to przekonałabym się do niego bardziej. W wyniku pewnego wydarzenia Ilja wchodzi w posiadanie IPhone'a osoby odpowiedzialnej za jego odsiadkę. I przez kolejne strony czytamy wiadomości zawarte w telefonie, razem z Ilją dowiadujemy się o życiu, pracy, rodzicach policjanta, który skazał chłopaka na piekło. Właściwie nie rozumiałam po co on to robił. Na początku można było uznać, że z ciekawości, ale potem? Lepiej było się przecież pozbyć takiego ciężaru. Ilja zostaje nam przedstawiony jako marzyciel, nie przystający do realiów Rosji, pełen ideałów młody mężczyzna, który zostaje zmiażdżony przez system. Przez własną głupotę, chęć bycia bohaterem i pokazania się z jak najlepszej strony zostaje wrzucony do czarnej dziury i przemielony. Po siedmiu latach wraca do Moskwy, zastaje inny świat, ludzie, których znał zmienili się. Nie potrafi się odnaleźć w nowej rzeczywistości (w co jestem w stanie uwierzyć), ale równocześnie dość szybko łapie działanie najnowszych zdobyczy techniki. Glukhovsky przedstawia osobę zmienioną fizycznie pod wpływem przeżyć, a równocześnie cały czas próbuje nam wcisnąć, że ten człowiek wciąż ma takie zasady jak na początku, gdy trafił do więzienia. Ciężko mi w to uwierzyć. Równorzędnym bohaterem jest drugi człowiek- oprawca Ilji, Pietia. Człowiek, który doprowadził do jego skazania. Skorumpowany, zły policjant, który miota się we własnym życiu bo nie potrafi się dogadać z ojcem tyranem. I Glukhovsky próbuje te dwie postacie niuansować, pokazuje nam kim byli i są. Pietia miał pewne wyrzuty sumienia, a jednak nie potrafiłam poczuć tych wyrzutów. Ilja próbuje nam przekazać, że Pietia kochał swoją partnerkę, a ja tego nie czułam. Miałam wrażenie, że ten człowiek myśli tylko o jednym i nie była to jego dziewczyna. Glukhovsky zachowuje się tak jakby sam się nie potrafił do końca zdecydować czy chce by jego bohaterowie byli lepsi czy gorsi. Lubię gdy bohaterowie nie są czarno- biali jednak w tej książce moim zdaniem autor wykonywał jeden krok w przód by następnie cofnąć się o dwa. Przez to żaden z bohaterów nie stał się bardziej angażujący. Nie poczułam sympatii do żadnego z nich. Na koniec nie czułam jakiejś wielkiej niesprawiedliwości świata w stosunku do Ilji. Może ciut, ciut było mi go żal i tyle. Byłam ciekawa jak Glukhovsky przedstawi Rosję. Kraj, w którym cenzura obowiązuje dalej, o władzy się źle nie mówi, a Glukhovsky przecież ją skrytykował po rozpoczęciu wojny z Ukrainą. Rosja przedstawiona jest jako kraj beznadziei, marazmu, jest przesiąknięta złem, korupcją, brudem i niegodziwością. Zdarzają się też wstawki o władzy najwyższej, ale ewidentnie są niewielkie i raczej tylko delikatnie smyrają niechęcią po politykach najwyższego szczebla. Podsumowując książka nie jest zła, ale rozczarowała mnie swoim tempem, dłużyznami z tekstami w stylu "być albo nie być" i mało ciekawymi bohaterami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Richard C. Morais "Podróż na sto stóp"

Zawiodłam się na tej książce. Chyba spodziewałam się czegoś innego. Zarówno po okładce jak i trailerach filmu na jej podstawie wyrobiłam so...