Blog o szeroko pojętej kulturze. Znajdą tu miejsce dla siebie dobre książki, filmy czy muzyka, ale także nie zapomnę o wydarzeniach na które warto się wybrać i o których dobrze jest pamiętać.
Kevin Hearne "Na psa urok"
Jest to książka o.... niczym. Niby dobra, a jednak czegoś tam było za dużo, a czegoś zdecydowanie za mało. Urban fantasy to marnie reprezentowany gatunek, a tutaj ta śliczna okładka zachęcająca z półki, wprost krzycząca "weź mnie". To sprawiło, że sięgnęłam i przeczytałam... no właśnie, właściwie co? Po opisie uznałam, że dostanę jakiś solidny, dobrze napisany cykl fantasy, bo w końcu nie codziennie bohaterem powieści zostaje żyjący dwa tysiące lat druid. Wcześniej pamiętałam Ciana z książek Nory Roberts i choć to romans połączony z elementami fantasy to tamta postać była wprost idealna. A tutaj co dostałam? Średnią powieść dla młodzieży. I to w dodatku taką zostawiającą raczej lekki niesmaczek.
Atticus ma jawić się nam jako sympatyczny bohater z ciętym językiem i sporą inteligencją, tymczasem jest niewyżytym seksualnie buhajem. Ja rozumiem- facet, więc ma ochotę.... Ale po dwóch tysiącach lat oczekiwałabym jednak od mężczyzny jakiejś podstawowej umiejętności panowania nad odruchami, tymczasem druid zachowuje się jak dwudziestolatek, którego udaje i ślini się na widok każdej boginii, półboginii czy jakiejkolwiek innej ładnej kobietki, która pojawi się w jego obecności. Trochę to irytujące bo pod tym względem nie różni się bardzo od swojego psa, z którym rozmawia głównie o polowaniu i pudlicach. Jak Atticus przeżył te dwa tysiące lat to ja nie wiem, ale to musiała być opatrzność boska...
Dodatkowo sposób tłumaczenia pewnych rzeczy osobom postronnym i spokojne przyjmowanie przez nie zdarzeń nadprzyrodzonych jest bardzo uproszczony. Ktoś widząc zbiorowe mordowanie członków gangu motocyklowego w swoim ogródku powinien jednak choć odrobinę wpaść w panikę. Nawet jak ma 80+ i oczy nie takie jak dawniej. To nie Man in Black gdzie usuwa się pamięć o dziwnych zdarzeniach. Atticus nie ma takiego gadżetu, a chyba lepiej by to wyglądało. Ta książka jest trochę jak niskobudżetowy film- nie starczyło pieniędzy na jeżdżenie po świecie więc tworzy się w przestrzeni ograniczonej do kilku lokacji. Trochę to dziwi biorąc pod uwagę, że jednak można było ją "rozszerzyć".
Na początku autor uraczy nas także kilkoma informacjami na temat szeleszczących, fonetycznych zawiłości językowych i przyznam szczerze, że w pewnym momencie zjeżyły mi się włosy na głowie i zaczęłam się zastanawiać czy dużo takich wtrętów będzie bo poczułam się jakbym miała doczynienia z lingwistą i będzie robił wykład o spółgłoskach i samogłoskach. Autor wrzuca też dość sporo odniesień do kultury amerykańskiej, które dla przeciętnego Europejczyka nie śledzącego każdej nowinki z USA mogą być niezrozumiałe, ale na szczęście to akurat nie przeszkadzało tak bardzo.
Plusem był pomysł z tatuażami, mocą ziemi z której Atticus korzysta i czasem tok jego myślenia. Postać Morrigan bardzo dobrze wypadła na tle innych osób. Sam Atticus jest średni. Niby taki fajny, uroczy, czarujący i pomocny, a jakoś w ogóle nie poczułam do niego sympatii. Dość ciekawym i miłym zaskoczeniem były polskie wiedźmy, które są jednym z filarów intrygi fabularnej. Chętnie dowiedziałabym się jak się ich losy potoczą. Fabularnie książka mogłaby być lepsza, ale nie jest całkiem źle. Jednym słowem takie czytadło na jedno- dwa popołudnia jak człowiek nie ma nic lepszego pod ręką. Czyta się ją na szczęście dość szybko i jest przystępna, więc na plażę czy hamak na urlopie nadaje się doskonale. Dość ciekawie wypadł misz masz kultur, wierzeń, mitologii wszelakich przewijających się przez strony książki, ale mam wrażenie, że jest to trochę pomysł zaprzepaszczony- wszystkiego tu jest po trochę, ale nie było czasu na zagłębienie się w temat.
To co mnie doprowadziło na skraj rozpaczy to była zapewne rzecz drugorzędna z punktu widzenia zwykłego czytelnika.... Pracuję z psami, staram się tłuc właścicielom do głów jak należy żywić, pielęgnować czy rozmnażać zwierzęta. Nie przypuszczałam, że sięgając po książkę urban fantasy dostanę horror dla dietetyka zwierząt. Fizycznie bolało mnie jak szanowny Atticus dawał swojemu psu frytki i steki albo herbatę(!!!). Autora za coś takiego kopnęłabym solidnie w cztery litery. Próby tłumaczenia sobie, że to tylko książka niestety nie pomogły bo nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że albo autor powiela złe praktyki albo uosabia złe podejście amerykanów do żywienia zwierząt. Cały czas z tyłu głowy siedziała mi świadomość, że po to "dzieło" sięgają młodzi ludzie, następne pokolenia, które uznają, że rozmnażanie wilczarza irlandzkiego z pudlicą jest super albo karmienie odpadami ze stołu krzywdy zwierzęciu nie zrobi. Oczekiwałabym jednak od autora trochę większego rozeznania, a nie walenia stereotypami takimi, że oczy wypala.
Podsumowując 5/10 i niech się autor cieszy. Przyznam szczerze, że nie wiem czy sięgnę po następne tomy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Richard C. Morais "Podróż na sto stóp"
Zawiodłam się na tej książce. Chyba spodziewałam się czegoś innego. Zarówno po okładce jak i trailerach filmu na jej podstawie wyrobiłam so...

-
Zawiodłam się na tej książce. Chyba spodziewałam się czegoś innego. Zarówno po okładce jak i trailerach filmu na jej podstawie wyrobiłam so...
-
Nie znam instagramowego konta autorki, jednak miałam okazję usłyszeć ją raz czy dwa na YouTubowym kanale Bez Schematu, na którym gościnnie ...
-
Dobre zakończenie serii. To chyba najlepszy opis dla tej książki. Wszystko zostaje domknięte, muszę przyznać, że nie spodziewałam się osta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz