Adam Grant "Buntownicy. Biznesowi innowatorzy zmieniają świat"

Buntownik. Kiedy słyszymy to słowo najczęściej przed oczami staje nam jeden człowiek, lider, wiodący ludzi na barykady. Rewolucjonista, który z okrzykiem będzie namawiał uciśnionych ludzi do walki o lepsze jutro. A kim w świecie pokoju może być buntownik? Dalej liderem, ale zmian, które nie są tak dramatyczne choć wciąż bardzo istotne dla funkcjonowania świata. Spójrzmy chociaż na Steve Jobs'a, który był niewątpliwym wizjonerem i zmieniał otaczającą go rzeczywistość. Tacy ludzie w biznesie i szybko zmieniających się realiach są niezbędni do prężnego działania swoich kolejnych start-upów i rozwoju nauki. Wydaje mi się, że coraz częściej i bardziej świat biznesu i nauki przenikają się tworząc wspólny grunt dla innowacji. Ta książka jest naszpikowana wiedzą. Mrowie przykładów, popartych badaniami i olbrzymią bibliografią, co dla mnie zawsze jest niesamowitym plusem w tego typu dziełach. Taki opis powinien sugerować, że czytać będzie się ciężko i mozolnie, ale jest wręcz odwrotnie. Autor ma lekkość pióra i przytaczania wszystkiego w taki sposób, że człowiek pochłania książkę nawet nie wiedząc kiedy i wciąż domagając się nowych rozdziałów. Fakt, bywały momenty nużące, ale były też rozdziały, które łykałam jak młody pelikan rybę. Bardzo podobało mi się to, że autor zauważa, że buntownicy nie są ludźmi innymi od nas, ulepionymi z innej gliny. Oni też mają swoje lęki i wahania, niepewności, które mogą ich zahamować. I czasem to środowisko popycha ich do działania. Dużo w tej książce było przykładów eksperymentów co na pewno jest dużym plusem bo przydaje wiarygodności całości. Szczególnie podobały mi się informacje o działaniu ruchów sufrażystek w USA (a co za tym idzie mechanizmów, które nimi rządziły) i obalaniu dyktatur na świecie. Także dział o emocjach zdecydowanie będzie moim ulubionym. W całym dziele znajdowałam elementy, które pasują do naszego podwórka- od partii politycznych po organizacje pozarządowe czy mocną radykalizację pewnych poglądów. Jedna rzecz mnie zaskoczyła- w pewnym momencie Grant pokazuje przykład Polski- naszym sprzeciwem wobec ówczesnej sytuacji miało być wynoszenie telewizorów z domów i worzenie ich po ulicach w taczkach. Przyznaję, że nie pamiętam takiej sytuacji z lekcji historii, nie znalazłam również o tym wzmianki w Internecie, a moi rodzice nie potwierdzili tych informacji. W związku z tym nie wiem czy autor się pomylił co do kraju czy była to jakaś marginalna akcja. To co jeszcze mnie, jak zawsze, uderza w tego typu książkach to target dzieła. Oczywiście każdy może przeczytać "Buntowników" i coś z tego wynieść, jednak bohaterami przeważnie są molochy, firmy mające setki zatrudnionych pracowników. Mam niejakie wrażenie, że mniejsze przedsiębiorstwa nie liczą się dla autorów, a wydaje mi się, że zarządzanie małą firmą wygląda zgoła inaczej. Podsumowanie 7/10

Clotaire Rapaille "Kod Kulturowy. Jak zrozumieć preferencje współczesnego konsumenta, motywacje wyborcze czy zachowania tłumu"

Co sprawia, że Amerykanin jest Amerykaninem, a Polak Polakiem? Co wywołuje u nas poczucie wspólnoty z naszym narodem? Czy idąc na zakupy motywujemy się tylko świadomymi decyzjami czy też wyszukujemy sobie alibi, a nasza podświadomość ma zupełnie inne cele kryjące się za zakupowym szaleństwem w galeriach? Jaki jest nasz kod miłości i uwodzenia, a co sprawia, że otyłość jest dla niektórych akceptowalna? To tylko część pytań, na które próbuje odpowiedzieć Rapaille i choć jest to moim zdaniem dużo bardziej złożony problem, to jednak warto przeczytać tę książkę żeby zobaczyć jak łatwo można manipulować ludzką nieświadomością przy pomocy odpowiednio dobranej strategii marketingowej. To czego mi bardzo brakowało to część dotycząca Polski. Wprawdzie sama próbowałam sobie odpowiedzieć na pytania odnośnie kulturowego kodu Polaków jednak, tak jak pisze autor, każdy człowiek ma własny kod (związany ze środowiskiem wychowania)+ kod kultury w jakiej się wychował. W związku z tym trudno odnieść tylko siebie czy swoje otoczenie do całej populacji. Pewne elementy mimo wszystko mnie zaciekawiły i wywołały refleksję. Na przykład próba przemycenia na nasz rynek typowo amerykańskich sposobów prowadzenia programów telewizyjnych- od śniadaniówek (tak pięknie wyśmianych w filmie "Don't look up"), poprzez programy "Dlaczego ja?", "Trudne sprawy" i tym podobne szmiry, aż po Big Brothery czy sitcomy. To są wszystko programy, które amerykanie oglądają z uwielbieniem, a u nas zostały zaimplementowane i przetworzone na nasze realia. Czy z powodzeniem? Ciężko mi powiedzieć bo ja tego typu programów nie oglądam i akurat w moim środowisku nie znam nikogo kto by oglądał. Jednak podejrzewam, że do pewnej grupy społeczeństwa to trafia, ponieważ odwołuje się do ich potrzeb. Autor w książce opisuje właściwie tylko kod Ameryki stojący w sprzeczności do kodów Francji, Niemiec czy Anglii. Czasem wspomina także o Japonii. Trochę to mało jak na 30 lat pracy z tym zagadnieniem. Zainteresowała mnie kwestia imigracji do Stanów- pisarz podnosi tezę, że sam będąc Francuzem z urodzenia wyjechał do USA, ponieważ nie do końca czuł się dobrze w swojej kulturze i że jest to dość powszechne- imigranci szukają lepszego miejsca dla siebie czyli takiego, które będzie pasować do ich własnego kodu. Patrząc na olbrzymią polonię w USA może to być prawdziwe założenie, ponieważ mam wrażenie, że pod względem kulturowym dość blisko nam do Amerykanów- chyba wciąż mimo wszystko jesteśmy jak nastolatkowie. Może to być związane z zaborami i wojnami, które odarły nas z naszej kultury i klasy inteligenckiej, a także przetrzebiły arystokrację. Myślę, że stworzenie kodu kulturowego Polaka mogłoby być fascynującym zadaniem. Czytając tę książkę trzeba brać pod uwagę, że na chwilę obecną jest ona już lekko zdewaluowana. Autor napisał ją w roku 2007, w Polsce została wydana w 2019 roku. W między czasie mieliśmy wybory Trumpha (swoją drogą idealnie wpisuje się on w kod przywódcy ukazany w książce więc coś w tym musi być) i pandemię covid, która prawdopodobnie dość diametralnie wpłynie na dalszą historię i nasze zachowania co już widać na naszym rodzimym rynku (chociażby doniesienia o zmianach w zachowaniu konsumentów). Świat zmienił się od czasu badań przeprowadzonych przez autora, myślę że należałoby przedefiniować pewne elementy kodów. Wspomnę jeszcze tylko o tym by nie zrażać się wstępem od tłumacza, który napisany jest koszmarnie. Miałam wrażenie, że na nim zasnę. To było takie lanie wody, że może odstraszyć. Podsumowując 6/10

Hugh Howey "Zmiana"

Zawsze uważałam, że polityka to takie bagno, w które jak ktoś wdepnie to ciężko się później z niego wyczyścić. Nasz bohater, Donald, świeżo upieczony kongresmen świetnie to ilustruje. Młody, naiwny idealista, któremu wydaje się, że zmieni świat, jest wodzony za nos przez dużo starszego wyjadacza politycznego. Jego protektor ma wielkie plany wobec chłopaka. Plany, których mu w całości nie wyjawia. Donald dostaje zlecenie na wybudowanie 52 silosów w ziemi (jak się później okazuje każdy z nich ma symbolizować jeden stan USA), w których będą składowane odpady radioaktywne. Tak brzmią oficjalne informacje. Czytając tę książkę wyobrażałam sobie, że tak wygląda praca w korporacji- zajmujesz się tylko jednym, małym wycinkiem wielkiego zadania i nie masz zielonego pojęcia co robią inne osoby rozsiane w pozostałych działach. Wszystko co wykracza poza twój zakres kompetencji nie jest dla ciebie istotne. Jakże łatwo ukryć w takiej strukturze prawdziwe zamiary dowódcy. Donny w swojej naiwności nie dostrzega tego co się dzieje. Karmiony szczątkowymi informacjami staje się poniekąd narzędziem zagłady. I choć w pewnym momencie zaczyna podejrzewać, że coś jest bardzo nie tak jak być powinno, co zresztą koszmarnie odbija się na jego psychice, to wciąż nie potrafi poskładać wszystkiego w jedną spójną całość. Być może jego naiwność wynika z tego, że Thurman jest dla niego prawie jak rodzina, a ciężko podejrzewać kogoś bliskiego o zapędy iście makiawelistyczne. W tym tomie poznajemy przyczyny powstania silosów i ich początki, a także samych kreatorów schronów. Jeśli ktoś polubił Juliette to będzie za nią tęsknić bo nie przewija się zbyt często w tej książce, za to poznajemy strukturę pierwszego i zarazem nadrzędnego silosu, w którym przebywa cała administracja odbywająca zmiany poprzez stulecia. Poznajemy także losy tych silosów, w których dojdzie do buntu, bo i takie się zdarzają. Trzeba przyznać, że autor konsekwentnie buduje swoją trylogię. Książki są ze sobą spójne i logiczne. Ten tom dla mnie jest dużo lepszy niż pierwszy, więc jeśli, tak jak ja, przebrniesz przez początek to możesz sięgnąć i po tę książkę. Jedno co mnie rozbrajało to naiwność Donnego. Coś co było tak oczywiste właściwie od samego początku do niego nie potrafi dotrzeć. Jest albo tak ślepy albo chce być ślepy. I wcale nie chodzi mi o Thurmana. Próbowałam ocenić realność pomysłu pisarza. Wydaje się to tak bardzo abstrakcyjne i niemożliwe do wykonania, ale z drugiej strony nie takie rzeczy widziała historia ludzkości więc kto wie? Może miałoby to sens? Jeśli taki pomysł powstałby kiedyś w głowie jakiegoś szaleńca to jego autora właściwie można by określić mianem gorszym od Hitlera. Z drugiej strony na ile jest możliwe przetrwanie ludzi w takich silosach przez setki lat? Żeby były samowystarczalne potrzebują olbrzymich złóż surowców naturalnych, a także bardzo przemyślanych systemów tworzenia żywności i dostarczania materiałów do przetrwania. Nigdy się tym za bardzo nie interesowałam, ale jestem ciekawa na ile w naszych czasach jest możliwe stworzenie takiego samowystarczalnego bunkra, chociażby przeciwatomowego, o ile już nie istnieją. No i kwestia powietrza- skąd brać czyste powietrze? Sam zamysł zamknięcia ludzi w takich nienaturalnych warunkach, zupełnie jak szczury laboratoryjne w klatkach, również mi się podobał. Nawet niektórzy mieszkańcy silosu pierwszego zachowują się z iście naukową, chłodną precyzją w badaniach nad zachowaniem ludzi z innych silosów. Miałam momentami wrażenie, że to jest forma eksperymentu naukowego i po wyjściu poza teren silosów toczy się normalne życie, a tutaj mamy Truman Show. Ciekawy jest także pomysł żeby za wszystkie sznurki pociągał kongresmen. Nigdzie nie ma ani słowem wspomnianego prezydenta USA. Amerykańskie filmy przyzwyczaiły nas, że kiedy następuje jakaś katastrofa to w pierwszej kolejności dochodzi do ewakuacji głowy państwa. Tymczasem w tej trylogii rola ta jest kompletnie pominięta. Czyżby nikt oprócz wąskiej grupki wokół kongresmena nie znał prawdziwego celu powstania silosów? Na koniec dodam tylko, że podoba mi się tytuł tej książki. Odwołuje się zarówno do zmian jakie Donny, a także inni mieszkańcy silosu pierwszego, odbywają już po zamknięciu w swoim schronie, jak i do zmian zachodzących w poszczególnych silosach, szczególnie tych dramatycznych, prowadzących do zamknięcia niektórych z nich. Podsumowując 6+/10

Richard Morgan "Modyfikowany węgiel"

Ciało to opakowanie dla naszej świadomości. Zupełnie jak sreberko, które należy rozwinąć by dostać się do czekającej w środku czekoladki. A co się dzieje z takimi słodyczami trzymanymi za długo w opakowaniu? Pokrywają się białym nalotem i przestają być smaczne. To samo może się stać ze świadomością człowieka, który wymienia swoje ciało na lepszy, tudzież nowszy model. Taki umysł może stać się zdeprawowany, perwersyjny, żądny coraz bardziej wymyślnych przyjemności, no bo jeśli ktoś żyje 500 lat i jest prawie nieśmiertelny to nic go już nie może zaskoczyć ani powstrzymać. Taki człowiek widział upadające państwa i powstające z ich popiołów nowe imperia. Co więc się stanie gdy ktoś bogaty, wpływowy, mający kilkanaście klonów nagle w niewyjaśnionych okolicznościach popełnia samobójstwo i nie pamięta czemu to zrobił? Obsesja odkrycia prawdy (podkręcona nowym doznaniem) prowadzi go do wynajęcia byłego Emisariusza, odsiadującego wyrok w hm... niebycie, jeśli można to tak nazwać. W świecie w którym ciało można wynająć, a świadomość człowieka przesyłana jest z planety na planetę prawie jak po kablach od Internetu, wszystkie chwyty są dozwolone. Kovacs, główny bohater, dostaje "opakowanie" po byłym policjancie, którego świadomość, tak jak jego własna, odsiaduje wyrok. Ma za zadanie rozwikłać zagadkowe samobójstwo zleceniodawcy, który oczywiście dzięki technikom klonowania dalej radośnie opływa w luksusy. Sytuacja komplikuje się dość mocno gdy sprawą zaczyna się interesować policja, a Kovacs ma problemy z lokalnymi mętami społecznymi. Dodatkowo żonie bogacza bardzo zależy żeby mąż odpuścił. Każdy ma w tym świecie coś do ukrycia i stracenia, a Kovacs mając niewiele danych porusza się po omacku próbując dociec o co w tym wszystkim chodzi i przy okazji nie dać się zabić. Pomysł na przesyłanie ludzkiej świadomości jak pliku z danymi jest bardzo interesujący i z punktu widzenia trwających wiele lat podróży międzygwiezdnych na pewno byłby bardziej pożądany bo tańszy. Niestety autor nie tłumaczy jak ma się to odbywać. Nawet tytułowy modyfikowany węgiel nie do końca daje nam obraz tego jak ma działać ten świat i bardzo nad tym ubolewam bo odebrało mi to część przyjemności płynącej z lektury. Budowanie wiarygodności świata przedstawionego jest dla mnie istotne, a gdy nie jestem mogę sobie wyjaśnić pewnych mechanizmów zaburza się immersja z odbioru dzieła. Czułam się trochę tak jakby autor mówił czytelnikowi- tak działa ten świat, przyjmij to za pewnik i nie zadawaj zbędnych pytań. A ja niestety lubię zadawać dużo pytać. Jak dochodzi do takiego przesyłania na odległości międzyplanetarne? Sygnał z wszechświata potrafi docierać do nas z wieloletnim opóźnieniem, jak to wygląda w przypadku świadomości? Czym dokładnie jest przesył strunowy? Czy jest to wystrzelona wiązka informacji, jakiś rodzaj fali czy raczej świadomość przechodzi przez jakieś superkomputery? Stos korowy wyobrażałam sobie jako chip, ale czy na pewno tak to należy rozumieć? Jak to wszystko ma się do wiedzy neurologicznej? Od razu przed oczami widziałam słynne chińskie doniesienia o próbie przeszczepienia ludzkiej głowy, a także mózgu i wiążące się z tym pytania natury etycznej. Nie wyczułam w tej książce jednak jakichś poważniejszych dylematów moralnych, mimo, że pojawiają się chrześcijańskie grupy protestujące przeciwko odbieraniu ludziom duszy. Jest to raczej suche stwierdzenie faktu- masz pieniądze, stać cię na to żeby przenieść świadomość do innego ciała i żyć dalej. Czasem zresztą, co w książce jest ukazane w całej okazałości, to nowe ciało jest tak kompletnie różne od starego jak to tylko możliwe. Miałam wrażenie, że w tym świecie przyszłości jest to tak powszechne jak kupno nowego samochodu i tylko zasobność twojego portfela określa jakiej klasy będzie to samochód. Może zresztą rzeczywiście tak by to wyglądało... Mam mieszane uczucia odnośnie tej książki. Może moim błędem było przeczytanie jej po "Diunie"? Biorąc pod uwagę piękny, wręcz poetycki styl Herberta chyba nie spodziewałam się tak kompletnie innego języka narracji. Dosadny, mroczny, cyberpunkowy świat z bohaterami w których tylko czasem tlą się resztki przyzwoitości też nie pomagał. Czytając "Diunę" zachłysnęłam się z zachwytu, tymczasem ta książka sprowadziła mnie na ziemię. Może też moja niechęć wynika z tego że dostałam powieść z gatunku detektywistycznego za którym nie przepadam. Na pewno jednak zaczynam doceniać audiobooki bo choć książka suma summarum była dobra i mi się podobała to nie widzę potrzeby żeby stała u mnie na półce, dlatego też cieszę się, że mogłam jej wysłuchać, a nie kupowałam jej w formie papierowej. Podsumowując 6+/10

Richard C. Morais "Podróż na sto stóp"

Zawiodłam się na tej książce. Chyba spodziewałam się czegoś innego. Zarówno po okładce jak i trailerach filmu na jej podstawie wyrobiłam so...